3 September 2012

Part 2 Coming soon.

Hi guys! :))  I can only say that I got all the photos from my summer holiday and from now on I promise I'll do my best to put them in good order and share with you soon! :) That's gonna be part II. Part I is here.

I know that for some of you holidays are over and you're not happy about that, but I think you SHOULD be, because school is really really good thing (in my mind anyway) :D I wish I could go there. I'm really envious of you!!! If I could decide what to do: go to school in Sept. or stay at home all month you can be sure that I would choose first option. Oww God, I miss it a lot..



I don't know who took this photo, but it's really cool! Me and my two best friends.
I only know that Natalia (the girl in the middle) remade it a little. :))

See you soon! :)
Z.

1 September 2012

SYOSS

Syoss zawładnął ostatnimi kosmetycznymi zakupami. Z oczywistych względów, gdy kończy się jeden szampon pora wybrać się do sklepu i zakupić kolejny. Szampony z firmy Syoss sprawdzają się super, jednakże ze względu na to, iż serię pomarańczową(dla włosów suchych i zniszczonych) używałam przez ostatnie 2/3 miesiące, postanowiłam dać szansę serii różowej. Oto co zakupiłam.



 Żeby Was nie zmyliła seria czerwona; to dla mamy. Do włosów farbowanych. Chroni i pielęgnuje lśniący kolor; sama jestem ciekawa czy rzeczywiście się sprawdzi.



Moich włosów okiełznać się już nie da, naprawdę. Ilość szamponów, odżywek i innych kosmetyków, jaką próbowałam jest ogromna. Jednak cały czas próbuję chociaż w minimalnym stopniu zmniejszyć, znienawidzone chyba przez każdego, puszenie się włosów. Mam nadzieję, że szampon w połączeniu z odżywką pomoże! 
Udało mi się go zakupić w Rossmannie za 10,99 :)) (aktualnie jest przecena na wszystkie produkty do pielęgnacji włosów firmy SYOSS). Normalna cena wynosi 15 zł.



Skład. Dla wielu z Was mega istotny, dla mnie mniej (jeżeli chodzi o odżywki i szampony, bez silikonów się nie obejdzie).



W Rossmannie szukałam dość długo jakiegoś fajnego kosmetyku przeznaczonego stricte do włosów puszących się; rezultat był jednak zerowy. 
Pewnego dnia wybrałam się na zakupy do supermarketu Piotr i Paweł i z ciekawości poszłam również do działu z kosmetykami i oto co tam znalazłam.
 Odżywka, która ma wygładzić włosy i ułatwić rozczesywanie. :) Cena to tylko 10 zł. :)
W Rossmannie, przynajmniej w moim mieście, niestety jej nie można dostać, a co więcej, nawet gdyby była to jej cena wynosiłaby 15 zł!

Na zakup nowego lakieru do paznokci już ostatnio się czaiłam. 


Wybrałam bardzo przyjemny brązik z firmy Wibo, którego w mojej kolekcji jeszcze nie było. Numer 346. Cena 4,99 zł, Rossmann.



No i to na tyle.
Do następnego! :))

28 August 2012

Nivea lip care products

W przeciągu ostatniego roku przetestowałam kilka ochronnych pomadek z firmy Nivea i dziś chcę Wam powiedzieć coś więcej na temat każdej z nich (każdej z pięciu). Mam już swojego jednego faworyta, ale też są dwa totalne niewypały, co mnie bardzo, ale to bardzo zdziwiło. No, ale wszystko po kolei.


........


All the year round I've been testing some lip care products by Nivea. In this post I wanna share my thoughts of every single one of them. I've got my favourite ones, but there are also two products which didn't work for me (to my great surprise!).


Zdjęcie Nivea mleko i miód musiałam zaczerpnąć z google.pl, ponieważ swoje opakowania niechcący wyrzuciłam (kilkakrotnie). Cała ja.

1. Pomadka supernawilżająca, Hydro Care, Rossmann, ok. 7zł/4,8g


Pomadka po której spodziewałabym się największych efektów, a okazała się totalnym bublem.

Producent obiecuje:
- intensywne i długotrwałe nawilżenie
-wygładzenie
-szybkie wchłanianie
- brak tłustej warstwy

W moim przypadku żadna z wyżej wymienionych obietnic się nie spełniła.
Nie mogę powiedzieć o jakimkolwiek nawilżeniu, a jeśli odważyłabym się na taki krok, to nawilżenie to trwa maksymalnie 5 minut. Ponadto usta nie są jakoś super wygładzone i cały czas utrzymuje się na nich tłusty film.

Pewnie wiele z Was na noc potrzebuje nawilżenia ust i u mnie przeważnie do tego służą właśnie nawilżające i ochronne balsamy. Wczoraj postanowiłam spróbować i posmarować moje usta właśnie tą pomadką. Jaki był efekt? Rano górna warga była popękana, ponieważ nie dostarczyłam ustom odpowiedniego nawilżenia.


Co do plusów, to jedyne jakie znajduję to zapach oraz przyjemna dla oka kolorystyka opakowania.
 
Nigdy, przenigdy nie zakupię tej pomadki ponownie. Jeden, wielki niewypał. Nie polecam.


2. Pure&Natural, pomadka ochronna z oliwą z oliwek oraz wyciągiem z cytryny, Rossmann ok.7zł/4,8g


Mimo, że w nazwie nie jest kładziony nacisk na słowo 'nawilżenie' to z pewnością sprawdza się lepiej od poprzedniej. Jednak nie mogę powiedzieć, że usta po jej zastosowaniu są w jakimś super stopniu nawilżone, bo tak niestety nie jest; trwałość na ustach też nie jest zadowalająca, szybko się ściera.
Na plus zasługują (niestety) tak jak w poprzednim przypadku: zapach (po prostu cudo!) oraz opakowanie.

Na zakup tej pomadki również ponownie się nie skuszę, choć mogę ją śmiało polecić osobom, które nie potrzebują długotrwałego nawilżenia, czego moje usta niestety wymagają niezależnie od pory roku.


3. Pure&Natural, pomadka do ust z miodem i mlekiem, Rossmann, ok7zł/4,8g


No to przyszedł czas na moje cudeńko! Najlepsza z wszystkich pomadek nawilżających i ochronnych z firmy Nivea!
Genialnie nawilża i efekt jest naprawdę DŁUGOTRWAŁY! Super wygładza usta, nie pozostawia tłustej warstwy. Ma bardzo przyjemny zapach, opakownie również. :) Wydajność przy codziennym użytkowaniu równiez zasługuje na plus. MINUSÓW BRAK. Gdyby nie moja ciągła chęć testowania nowych produktów z tej firmy (oczywiście mowa o balsamach do ust) to podejrzewam, że pomadka ta nie zostałaby zamieniona nigdy na żadną inną i mogłabym zacząć kolekcjonować jej opakowania. ;d

SUPER SUPER SUPER! O ponownym jej zakupie wspominać nie muszę, bo tak szybko, jak się skończy tak szybko zawita u mnie z powrotem. :))

Szczerze polecam osobom, które zmagają się z wiecznie wysuszonymi ustami.


4. Pomadka ochronna, Soft Rose, ok. 5zł/4,8g


Kupiłam ją w jednym z tzw. sklepów 'Wszystko za funciaka' w UK, dlatego nie jestem w stanie Wam powiedzieć, czy nadal można ją dostać w Rossmannie czy innych drogeriach i jaka jest jej tutaj cena; jak przypuszczam również ok 7zł. W Anglii dostałam ją za niecałe 5zł.

Producent twierdzi, iż:
 -Nadaje ustom subtelny połysk, podkreślając ich naturalne piękno.
- Sprawia, że usta stają się aksamitnie gładkie i miękkie.
- Długotrwale nawilża i chroni usta.

Jeżeli mowa o połysku to faktycznie występuje i nawet da się zauważyć lekki, różany kolor na ustach, jednak z pewnością nie jest to pomadka, która ma sprawić, że usta będą intensywnie i widocznie podkreślone. 
Usta faktycznie są bardzo fajnie wygładzone i miękkie, jednakże jeżeli chodzi o nawilżenie to nie trwa to zbyt długo: maksymalnie 30/40 minut.

Czy kiedyś się na nią ponownie skuszę? Sama nie wiem. Jak na dzień dzisiejszy jestem zmuszona używać balsamy, które dają moim ustom długotrwałe nawilżenie i pełną ochronę, czego ta pomadka zagwarantować nie może.


5. Pearly Shine, perłowa pomadka ochronna, Rossmann, ok. 7zł/4,8g


W kwestii pomadek, które mają w minimalnym stopniu nawilżyć usta i nadać im fajny, jasno różowy, perłowy kolor - ta zasługuje na pierwsze miejsce. Oczywiście perłowe wykończenie, jakie ta pomadka posiada dla jednych może być kiczem, a dla drugich nie. Wszystko zależy przecież od naszych wymagań.

Na pewno nie wysusza ust i nie pozostawia tłustej powłoki. Ma również bardzo ładny, subtelny zapach.

U mnie, żeby się całkowicie sprawdziła muszę jeszcze pod nią nałożyć inny balsam, ponieważ sama nie daje sobie rady z nawilżaniem ust.
Tak jak poprzednia pomadka, ta również sprawdzi się u osób nie potrzebujących super nawilżenia, a chcących lekko podkreślić usta poprzez perłowe wykończenie.


A jeżeli chodzi o balsamy do ust innych firm, to bez żadnej wazeliny na pierwszym miejscu jest u mnie Carmex. :)) Słyszałam również wiele dobrego na temat balsamu z firmy Tisane, pewnie sie kiedyś skuszę i zamieszczę również jego recenzję.

Do następnego! :))
Z.

23 August 2012

Mountain trip.

Siema ludziska! :)) Jak dobrze już wiecie lub nie wiecie, dokładnie tydzień temu wróciłam z prawie 2-wu tygodniowego wypadu z przyjaciółmi nad jezioro. Obiecałam Wam trochę zdjęć z tego wyjazdu, także od dziś rozpoczynam dodawanie tzw. postów wakacyjnych.

Na pierwszy ogień idą góry(tak tak, wiem, przed chwilą pisałam, że był to wyjazd nad jezioro, już wszystko tłumaczę). :) A doszło do tego tak.
Podczas pierwszego tygodnia pobytu w domku, bodajże była to środa(tak! na pewno środa!) otworzyłam swe oczęta (jak przypuszczam, po dość ciężkiej nocy) przesunęłam się na drugi bok i tak sobie pomyślałam: 'Kuuuuurde! Ale super byłoby pojechać w góry, w nasze piękne, polskie góry! Przecież to tak niedaleko. Choć na jeden dzień. Pospacerować trochę, powspinać się, popatrzeć na te cudowne krajobrazy, powdychać świeżego, górskiego powietrza; po prostu jechać. Jechać i zmienić choć na moment swe miejsce. 
Postanowiłam czym prędzej podnieść się z łóżka - PRZEZ, a może jednak DZIĘKI mojemu braku cierpliwości i chęci jak najszybszego podzielenia się tą myślą z innymi - nie było to wcale aż takie trudne. Wyszłam z pokoju i powiedziałam co tam w trawie od rana piszczy; że taki mi przyszedł pomysł dziś do głowy, że to przecież fajny pomysł jest, że przecież bez problemu można go zrealizować, że wystarczy wsiąść w samochód i ruszyć i tak dalej i tak dalej. Muszę Wam powiedzieć, że byłam więcej niż pewna, że to nie wypali; myślałam: zaraz pewnie usłyszę: "Jezu, Zuza! Co Ty znowu wymyśliłaś?!' Z ręką na sercu mogę śmiało powiedzieć, że ku mojemu zdziwieniu, o ile mnie pamięć nie myli, żadnego sprzeciwu nie udało mnie się słyszeć. Było już wszystko wiadome: TAK!

Kolejny dzień, czyli czwartek minął Nam tak samo, jak każdy poprzedni(oprócz jednego szczegółu, ale to tam najmniej ważne, naprawdę); był też chwilowy powrót do domu po najpotrzebniejsze rzeczy; odpowiednie obuwie, cieplusi sweter no i zapas funduszy.

Czwartkowo-piątkowa noc z pewnością nie należała do tych najlepszych. Muszę przyznać, że nawet miałam w głowie myśl: a może by tak jednak nie jechać. Tak bardzo wszystkim chciało się spaaaaaaaać; no, ale jak wyrzeczenia to wyrzeczenia. Wstajemy o 2, ogarniamy się i jedziemy!

I tak oto wyruszyłyśmy.

Magdalena kierowca, Szulcio pilot. Ktoś musiał zająć się ogarnianiem trasy, kiedy ja i Natiska smacznie spałyśmy z tyłu. :) Ahh, ta wygoda.

Już prawie prawie, jeszcze tylko kilkadziesiąt km. 

No i jeeeeeeeeeeeeeeeeeesteśmy! Widziecie to szczęście na mojej buzi? :D

Ruszamy w trasę - kierunek, Śnieżka. I to właśnie było naszym celem. Sami zobaczcie, czy faktycznie udało Nam się ją zdobyć.

Pluszaki również chciały zobaczyć cząstkę świata. :)


Pogoda dopisała w 100-stu procentach! Słońce momentami grzało, ajć grzało. Zero deszczu, ZERO! A cały czas zanosiło się na opady, sądząc po ciemno-granatowych chmurach nad najwyższym szczytem. Deszcze złapał Nas w drodze powrotnej, ale na szczęście już wszystkie grzałyśmy wtedy swoje tyłki w wygodnych fotelach w aucie.


 Kondycji brak. Jedno/dwu minutowy przystanek średnio co 15 minut. Nie było lekko.



 Chwila na zabranie kolejnego, głębokiego wdechu minęła, czas na dalszą wędrówkę. Momentami spacer umilała mi muzyka; wtedy można było się już całkowicie wyłączyć,  zapomnieć o otaczającym nas świecie i pędzić prosto przed siebie; dalej i dalej. Coś typu: niekończąca się podróż.



Drugi plan - Strzecha Akademicka. Długo, oj długo wyczekiwany przez wszystkich postój. Gorąca zupa pomidorowa zadziałała znakomicie, więc można było iść dalej.


 Nie pozostaje nic innego jak podziwiać, podziwiać i... marzyć.






Śnieżka coraz bliżej, ale co dalej? Iść.. może już dość.

Nie ma takiej opcji! Na sam szczyt, marsz!


 I co, i co? :D Bułka z masłem to to może nie była, ale opłacało się jak cholera.

I tak oto wszyscy żyli długo i szczęśliwie. :))


Mam nadzieję, że przyjemnie Wam się ze mną spacerowało przez te kilka minut. Była w tym choć sekunda poświęcona marzeniom? Bo to fajnie jest tak czasem trochę pomarzyć. Naprawdę. 

Z.